poniedziałek, 3 października 2016

" To crew: Take off. "

Niedziela, 02/10/2016

Czuję, że te metalowe puszki (lub jak niektórzy wolą mechaniczne ptaki) to moja przyszłość. Odkąd pojawiłam się w ich pobliżu tego dnia, wszystko wydawało mi się lżejsze do zniesienia. Chociaż wciąż nie potrafię sobie wyobrazić wielu rzeczy i liczę tylko na swoją nadzieję oraz dobry los, to od godziny ok 16 było mi lżej.
Nie mam pojęcia czy ten rzekomy spokój to dzięki temu, że za chwilę znów spędzę 1h45minut w chmurach, czy ktoś nade mną czuwa, a może to melisa, którą mama dała przed wyjazdem, a może to me serce obok, które zachowuje się tak dobrą twarz (wydaje się być opanowana)...i jego dotyk. Cokolwiek miało na to wpływ, zdecydowanie wolę być kilkadziesiąt stóp nad ziemią niż chociaż milimetr pod wodą, a mało brakowało i bym nie dopłynęła do bramek bezpieczeństwa. A przecież nie wzięłam ze sobą kamizelki ratunkowej, nie byłam przygotowana na tak głęboką rzekę...
Jednak prąd pokierował mnie bardzo szybko dalej. Jedno ogłoszenie za drugim, walizka ledwo została umiejscowiona nad siedzeniem...kołowanie. Byłam pewna, że jeszcze będę siedzieć parę dobrych minut  i narzekać na brak miejsca i swoją głupotę, co do wyboru butów na dzisiejszy dzień...jednak zostałam miło zaskoczona. Może z to z powodu, iż teraz zwracam większą uwagę na każdy element w puszce, a może towarzystwo obok. Siostra benedyktynka i ksiądz-kleryk Krzysztof. Muszę przyznać, że jestem lekko przesądna. No dobra, może trochę bardziej niż lekko. Ale tym razem wiem, czuję, że mam szczęście.
Dla potwierdzenia ledwo landryna zdążyła wykołować na pas i padło hasło z kabiny "to crew: take off", co spowodowało natychmiastowe rozkręcenie silników na max.
Yes captain, I'm ready.



Powyższa notka powstała w samolocie. Dziś już mija mi pierwszy dzień.
Muszę przyznać, że najwięcej jest we mnie przerażenia. I już wiem, że ten blog będzie nie tylko o tym, jak to jest cudownie być au-pair, ale przede wszystkim jak radzić sobie z tęsknotą (zwłaszcza dla osób, które przechodzą to pierwszy raz), jak uwierzyć w siebie i swoje marzenia oraz jak radzić sobie w świecie...samemu.


Hello Rome, hello World...nice to meet you.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz